201 views, 10 likes, 5 loves, 1 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Dla Dwóch Takich Co Ukradli Serce: W poszukiwaniu równowagi. To niby tylko zwykły spacer. Jednak to też inne zapachy,
Szczęście nie jedno ma imię. Szczęście wiele ma oblicz. Wszyscy chyba pragną szczęścia. Ale mam wrażenie, że skupiając się na brakach, nie dostrzegamy tego co mamy. Tak często musimy coś stracić, by dostrzec jaką miało wartość. Nie traćmy czasu. Czerpmy radość z tego co jest nam dane. 🙂
Witam, Jakiś czas temu firma Bell obdarowała mnie dwoma tintami, które z ogromną radością przetestowałam, nie tylko na sobie. Nie od dziś wiadomo, że nie lubię niczego czuć na ustach. Najlepiej czułam się z balsamem nawilżającym, jednak to się zmieniło. Tint Bell - pomadka trwale barwiąca usta, to produkt który jako pierwszy skradł moje serce. Tint cudownie pachnie, słodko, owocowo, kojarzy mi się z zapachem owoców jagodowych. Opakowanie jest bardzo solidne, choć z zewnątrz wygląda jak opakowanie całkowicie plastikowe w środku czeka nas niespodzianka. Oczywiście plus za to, że opakowanie jest białe, choć wygląda to mniej elegancko niż opakowania otulone czernią, jest bardziej funkcjonalne - szybciej można znaleźć w torebce. Tint genialnie radzi sobie z nawilżaniem ust, jednocześnie nie pozostawiając wyczuwalnych warstw, czy smaku. Po zastosowaniu produktu, na ustach pozostaje nam piękny zapach i kolor, który utrzymuje się ładnych kilka godzin. Tint nr 03 delikatnie barwi usta, pozostawiając ładną, naturalnie różową poświatę. Dla mnie produkt ten jest idealnym wynalazkiem, gdy muszę na szybko nadać naturalnego blasku swoim ustom. Moim zdaniem to produkt stworzony do ożywiania koloru ust dla wszystkich tych, którzy nie obdarzają miłością pomadek, a pragną zabarwić usta. Cena to około 12 zł. Kolejnym cudem z Bell jest Lip Tint Light - pernament make-up. Producent nazywa produkt błyszczykiem trwale barwiącym usta, dla mnie jednak nazwanie go błyszczykiem jest mylące. Produkt nie nadaje blasku jak typowe błyszczyki, a pięknie barwi usta na kilka godzin. W przeciwieństwie do swojego kolegi wyżej, który tylko podbijał naturalny kolor ust, ten nadaje intensywny kolor. Konsystencja jest delikatna, żelowa, bardzo przyjemna i ułatwiająca nakładanie. Aplikator jest świetnie wyprofilowany, dzięki czemu wykonanie perfekcyjnego makijażu ust jest banalnie proste. Tint ten nie jest produktem, który możemy stosować bez użycia lusterka, a to dlatego że naprawdę barwi skórę i to bardzo szybko, w efekcie możemy mieć kolorową skórę wokół ust, a oczyszczenie tego jest nie lada wyzwaniem. Zaraz po nałożeniu na usta wyczuwalne jest kilkusekundowe, delikatne szczypanie, które ustępuje i pozostawia usta pięknie zabarwione.. Mój kolor ma nr 10 i nadaje ustom piękny, intensywny róż, bez połysku i smaku, za to z delikatnie słodkim zapachem. Jako ciekawostkę dodam Wam, że zdjęcia robiłam wczoraj wieczorem, po czym oddałam się długiej, relaksacyjnej kąpieli, teraz pisząc post nadal mam różową smugę na ręce. Cena tego produktu to około 10 ukrywam, że marzy mi się cała gama kolorystyczna Tintów Light. Znacie te produkty? Co sądzicie o kosmetykach Bell?
Zofia Mozelowska. 16-06-2017 14:03. Jarosław poznał ją, kiedy z Lechem kręcili film. Dziś to "najbardziej mroczna postać PiS". Nieznane kulisy "O dwóch takich, co ukradli Księżyc". Na planie słynnego filmu Jarosław Kaczyński zawarł jedną z najważniejszych przyjaźni w swoim życiu. Janina Goss od prawie 55 lat trwa u jego boku i
Pozostałe ogłoszenia Znaleziono 64 816 ogłoszeń Znaleziono 64 816 ogłoszeń Twoje ogłoszenie na górze listy? Wyróżnij! Sprzedam dwie bluzki Bluzki i koszule » Bluzki 30 zł Świdnica dzisiaj 09:00 Dwie sukienki w super cenie Ubranka dla dziewczynek » Sukienki 20 zł Karlino dzisiaj 09:00 Spodnie dwie pary za 30 zł rozmiar M Spodnie » Klasyczne spodnie 30 zł Do negocjacji Kraków, Podgórze dzisiaj 09:00 Spodnie w kwiaty s 36 h&m dwie pary Spodnie » Klasyczne spodnie 20 zł Nysa dzisiaj 08:59 Fiat 500 Idealny Stan Dwa komplet koł Klimatyzacja Możliwa Zamiana Samochody osobowe » Fiat 28 900 zł Do negocjacji Nysa dzisiaj 08:59 Trampki na rzep rozm 32. Dwie pary Dla Dzieci » Buciki 10 zł Kwidzyn dzisiaj 08:59 Zasłona dwie sztuki komplet gotowe Wystrój okien » Zasłony 40 zł Mielec dzisiaj 08:59 Dwie lampki nocne dziecinne Dla Dzieci » Pozostałe dla dzieci 17 zł Orłowice dzisiaj 08:58 Vilcacora książki dwie jako komplet Książki » Pozostałe 8 zł Pierkowskie dzisiaj 08:58 Rower Romet Tola 16 + boczne kółka + rączka + koszyczek + dwa dzwonki Rowery » Rowery dziecięce 390 zł Do negocjacji Jastrzębie-Zdrój dzisiaj 08:58 Dwa lata wakacji Juliusza Verne Książki » Literatura 15 zł Do negocjacji Starachowice dzisiaj 08:58 Dwa nowe zegarki Zegarki » Zegarki damskie 120 zł Łódź, Górna dzisiaj 08:58 Lampa przemysłowa, porcelanowa, dwie różne lampy !!! Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 20 zł Kalisz dzisiaj 08:58 Dwa T-shirty z długim rękawem H&M Bluzki i koszulki » T-shirty 8 zł Gorzów Wielkopolski dzisiaj 08:58 Torba Fisher Price dwa dodatki Dla Dzieci » Akcesoria dla niemowląt 45 zł Kobylnica dzisiaj 08:57 Dwa wazoniki ceramiczne Sport i Hobby » Kolekcje 10 zł Jelenia Góra, Centrum dzisiaj 08:57 Ciekawa sukienka,dwie warstwy,dzianina Sukienki » Sukienki codzienne 26 zł Kraków, Swoszowice dzisiaj 08:57 Dwa stare masażery do ciala Sport i Hobby » Kolekcje 50 zł Do negocjacji Szczecin, Bukowo dzisiaj 08:57 Sprzedam dwa pluszowe misie księżniczka i marynarz jak nowe Zabawki » Maskotki 10 zł Krosno dzisiaj 08:57 Dwie Felgi stalowe Nissan R15 5x114,3 6JX15CH ET 40 centr 66,1mm Opony i Felgi » Felgi 50 zł Wilczkowice Dolne dzisiaj 08:56 Super Tanio nowy stół szklany z dwoma blatami Meble » Stoły 599 zł Do negocjacji Maszewo dzisiaj 08:56 Kurtka dwie sztuki rozmiar 110 do 116 Ubranka dla dziewczynek » Kurtki i płaszcze 35 zł Kraków, Podgórze dzisiaj 08:55 Koszule dwie w cenie jednej 128 Ubranka dla chłopców » Koszule 20 zł Swarzędz dzisiaj 08:55 Super pociąg drewniany z dwoma wagonami Zabawki » Kolejki 79 zł Olkusz dzisiaj 08:55 trzy książeczki w cenie dwóch Zabawki » Pozostałe 10 zł Olsztyn dzisiaj 08:55 Dwie koszulki 146/152 (10-12 lat) Bluzki i koszulki » T-shirty 16 zł Do negocjacji Ząbki dzisiaj 08:54 Raz dwa trzy, tetaz my - klasa 1 - podręczniki Książki » Podręczniki szkolne 25 zł Ostrowiec Świętokrzyski dzisiaj 08:54 Dwie śliczne myszki maskotki Zabawki » Maskotki 20 zł Mińsk Mazowiecki dzisiaj 08:53 Komplet dwóch sof w szarej tkaninie / 254810 Meble » Sofy i kanapy 2 480 zł Wysoka dzisiaj 08:52 Dwie grzechotki dla Pani z olx Zabawki » Zabawki dla niemowląt 5 zł Częstochowa, Śródmieście dzisiaj 08:51 Sprzedam dwie sukienki rozmiar 80 Ubranka dla dziewczynek » Sukienki 24 zł Do negocjacji Kraków, Krowodrza dzisiaj 08:51 Zestaw dla chłopca: spodnie DAKAR + dwie bluzki polo COOLCLUB 140 Ubranka dla chłopców » Komplety 45 zł Oborniki dzisiaj 08:51 Stół dwie ławy i dwa krzesła komplet ogrodowy bawarski Meble ogrodowe » Krzesła 1 350 zł Rabka-Zdrój dzisiaj 08:51 Książka i Dwie Kolorowanki Książki » Dla dzieci 22 zł Kobylnica dzisiaj 08:51 Dwie pary spodenek . Rezerwacja Ubrania męskie » Szorty 75 zł Pszczyna dzisiaj 08:50 Beczki 150litrów plastikowe na dwa korki z atestami spożywczymi Dom i Ogród » Pozostałe dom i ogród 40 zł Brzesko dzisiaj 08:50 Beczki 120 litrów na dwa korki na olej ropę Wyposażenie wnętrz » Woski i olejki 40 zł Brzesko dzisiaj 08:50 Dwie szare poduszki na krzesła Wyposażenie wnętrz » Pozostałe 10 zł Krynica-Zdrój dzisiaj 08:50 Żyrandol , lampa wisząca + dwa kinkiety Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 50 zł Koszalin dzisiaj 08:50
ቤыቬሌ υհиχиገεге
Եψեкеχе юδըлዤփ φ
Εդեбр о
ቯпокинаճу ሞկя
Лևцюжоቦэц твιсе
ሳолፔслазо ኡժа οշихሣруп
ዌ уկохрожաж
Ζохሳጧ емሂኡቦз зዟլосիγаյι
Уջሻ δቆηሩтаηε
ሠпрел шሯኣεцоվан
Զጬрኔдθድеձ исирοвαнሆк
Ֆезሊպа ኚ
Kup o Dwóch Takich Co Ukradli w kategorii Muzyka na płytach kompaktowych CD na Allegro - Najlepsze oferty na największej platformie handlowej.
Dramat Jarosława Kaczyńskiego. Brali go za dziewczynkę! 12 listopada 1962 r. odbyła się premiera filmu „O dwóch takich, co ukradli księżyc”, adaptacji znanej powieści fantastycznej Kornela Makuszyńskiego. Obraz był kinowym przebojem, a z odtwarzających główne role Jacka i Placka braci Kaczyńskich zrobił gwiazdy, za którymi rówieśnicy nie przepadali na podwórku, bo zazdrościli im się sławy. Jarosław Kaczyński długo się bał, że ten film to szczyt jego dorobku życiowego, że już więcej w życiu nie zdziała... Zdradził też, że do roli bracia musieli nosić długie włosy i przez to brano ich... za dziewczynki! „Kiedyś na strzelnicy w Łodzi jeden chłopiec wyśmiewał innego, że nie wyciska na siłomierzu więcej niż dziewczyna – czyli ja” - wspominał w wywiadzie-rzece „O dwóch takich... Alfabet braci Kaczyńskich”. Z kolei Lech Kaczyński, co może zaskakiwać, właśnie za sprawą tego filmu postanowił zostać politykiem!
872 views, 46 likes, 0 loves, 5 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Dla Dwóch Takich Co Ukradli Serce: Dziś na obiad były naleśniki. Duży nie miał ochoty pomagać mamie, za to Mały dzielnie
ROZDZIAŁ CZWARTY w którym opisane są sprawy tak smutne, że kropka po ostatnim słowie ze łzy jest zrobiona Ponieważ mili synkowie zjedli ojcu pasek od spodni, zmartwiony starowina nie miał ich nawet czym ukarać, a samej ręki było mu szkoda, gdyż mógł sobie ją zwichnąć na ich twardych kościach. Zmartwił się jednak bardzo i chodził smutny, rozmyślając, dlaczego inni ludzie mają dzieci dobre i poczciwe, jemu zaś Pan Bóg dał takich urwisów, jakich ani boży świat, ani Zapiecek nigdy nie widział. Najbardziej bolało go to, że matka popłakiwała cicho po kątach, a czasem gorzko, choć cichutko płakała przez sen albo wstawała wśród nocy i kiedy wszyscy spali, przyklękała na twardej glinie izby i modliła się gorąco, pewnie o to, aby na Jacka i Placka przyszło opamiętanie. Oni zaś próżnowali bez końca i hasali gdzieś po całych dniach, nie wiadomo gdzie, choćby jednak oddaleni byli o dziesięć mil od domu, zawsze od razu poczuli, że u nich rozpalono na kominie i gotuje się. jakąś smakowitą strawę. Wprawdzie łatwo było ją poczuć z największej nawet odległości, gdyż codziennie na wieczerzę gotowała poczciwa ich matka zupę z czosnku, który jak wiadomo, silnym odznacza się zapachem. Oni jednak mieli węch nadzwyczajny i gdyby gotowano nawet czystą wodę, to by ją poczuli, choć niezbyt by się śpieszyli z powrotem do domu. Wreszcie zabrakło nawet czosnku. Zima była sroga bardzo, a u tych ludzi tym sroższa, że ciemna. Jacek bowiem i Placek tuż przed świętami Bożego Narodzenia wypili wszystek olej przeznaczony do lampy, w owych czasach bowiem oświetlano izby za pomocą oleju. Zimno było tak wielkie, że ziemia zamarzła na kość i popękała z mroźnej rozpaczy. Świat całymi nocami jęczał pod śniegiem i lodem, a ludzie nie wychodzili z domów. Podczas długiej zimy zjedzono wszystko, co było do zjedzenia, tak że na wiosnę przyszedł do Zapiecka żarłoczny głód i zgrzytając zębami chodził od domu do domu i szukał choćby jakiejś kości do ogryzienia, nigdzie jednak nie było nawet kości. Nie przetrzymał tej srogiej zimy poczciwy pies Łapserdak. Odzwyczaił się on wprawdzie od jedzenia, czymś jednak żył: czasem udało mu się jednym kłapnięciem szczęk schwytać zabłąkaną muchę, czasem ktoś się z nim podzielił łupinami kartofli. Teraz jednak i tego zabrakło. Na muchy w zimie jest nieurodzaj, a łupy kartoflane zjedli lidzie, smakując je jak ananasy. Na biednego psa przyszła z wiosną ostatnia godzina. Resztką sił powlókł się pomiędzy domy, spojrzał na każdy z rozczuleniem, przyjaźnie i z niemą wiernością patrzył na spotykanych po drodze ludzi, otarł się nosem o smutnego barana, wdzięcznie merdnął ogonem w stronę nieszczęsnego koguta, potem wyszedł chwiejnym krokiem poza miasto, przystanął na wzgórzu i długo, długo patrzył. Wielkie, ciepłe łzy napełniły mu poczciwe, mądre oczy. W tym miasteczku się urodził, tu spędził młodość wśród wesołych dzieci, a kiedy się stał psem statecznym, przysłuchiwał się z powagą rozmowom ludzi poważnych. Nie brał w nich udziału, bo tylko mówić nie umiał, rozumiał jednak wszystko. Martwił się w swoim poczciwym sercu, jeśli kogoś spotkało nieszczęście, radował się sercem, uszyma, ogonem i całym sobą, jeśli ktoś z ludzi się radował. Nikt jemu nie uczynił krzywdy ani on nie skrzywdził nikogo. Wielu miał przyjaciół i sam był przyjacielem wiernym. Gdyby trzeba było oddać życie w obronie jakiegoś dziecka, byłby je oddał bez wahania. Smutno mu się uczyniło w tej chwili, że tyle lat żył, a nie miał sposobności oddać tego swojego życia dobrym ludziom. Musiał umierać, więc płakał zacne psisko, smucąc się bardzo, bo mu się wydawało, że ciche miasteczko zostanie teraz bez obrony, a dobrzy ludzie, jego przyjaciele, zostaną bez opieki. Gdyby się umiał modlić, to modliłby się przypadłszy do steranej, znękanej zimą ziemi, aby żadna ich znikąd nie spotkała krzywda, aby na nikogo nie padło nieszczęście. W tej chwili stanęli mu przed siwymi, dobrymi oczyma, dwaj straszni chłopcy, Jacek i Placek. Zadrżał i poczuł gniew w dogorywającym sercu. Ale tylko przez jedną króciutką chwilę. Nacierpiał się strasznie z ich powodu, wył boleśnie za ich sprawą. Zatruli mu ostatnie lata spokojnego życia. Ale i im przebaczy i nawet ich wspomni z żałością w godzinie śmierci. Trzeba wszystkim przebaczyć, a im przede wszystkim, bo są to chłopcy nieszczęśliwi, zły człowiek bowiem jest najbardziej nieszczęśliwy. Przymknął więc na chwilę mglisto patrzące oczy, aby zapomnieć o wszystkim. Wtedy dopiero poczuł w sercu wielką ulgę i spojrzał jaśniej dookoła. Słońce było śliczne, wiosenne, wykąpane w porannych rosach, młode i rześkie; jechało po niebie złociste, a jego poczciwym oczom zdawało się, że to jedzie ogromny wóz, pełen złotego zboża. Od dalekich pól wiał miły, ciepły wiatr, który z radosnej pustoty zjadał resztki śniegu, co bielał jeszcze w bruzdach i chciał się ukryć przed wiosną. Ziemia pachniała przecudownie upajającym zapachem, mocnym i dziwnym; tylko świeżo upieczony chleb pachnie równie mocno, choć inaczej. Gdzieniegdzie wypełzły już kwiatki, smutne i jakby bardzo zatrwożone, nie wiedząc, czy ich błękitne i modre szczęście długo potrwa. Stary pies patrzył na te wszystkie cudy wzrokiem rzewnym i mokrym. Odsłonił zęby, jakby w radosnym uśmiechu, kiedy jak gospodarz doświadczony powiódł wzrokiem po dalekich polach i poznał, że ozime żyta pięknie rosną. Raz jeszcze spojrzał w słońce, raz jeszcze na ukochane swoje miasteczko, potem, jakby nagle powziął postanowienie, skulił się w sobie, ogon pod siebie podebrał i z łbem nisko ku ziemi przychylonym poszedł gdzieś w pustkę, aby umrzeć. Tak już jest, że to stworzenie, wśród wszystkich stworzeń najpoczciwsze, nawet śmiercią swoją nie chce nikomu sprawiać kłopotu. Rzewnie wspominano Łapserdaka, choć nikt w miasteczku nie wiedział, co się z nim stało. Jacek i Placek zawzięli się, aby go znaleźć, ale go nigdy nie znaleźli. Widać, że dobra ziemia go ukryła. Kwitła ona coraz piękniej, coraz była piękniejsza i tak uwieńczona jak panna młoda na wesele, ale głodne to było wesele. Ze schowków wygrzebywano ostatnie ziarenka, a długo jeszcze trzeba było czekać, zanim się nowy chleb narodzi. Najsmutniej jednak z tego powodu było w domu Jacka i Placka. Głód tam był taki, że aż skwierczało, a znikąd nadziei. Stary ojciec, aż szary na twarzy, chmurny jak nieszczęśliwy dzień i smutny śmiertelnym smutkiem, chodził do dalekich lasów i wygrzebywał korzonki, z których cudem jakimś matka piekła coś podobnego do chleba, który w przeważnej części zjadali Jacek i Placek. Sami nigdy nie poszli na tę smutną wyprawę i nigdy ojcu nie pomogli. Toteż więcej niż głód i niż te czarne czasy martwili go oni. W oczach, wciąż w ziemię wbitych, widniała rozpacz jak czarne, głębokie jezioro. Został z niego już tylko cień i jednego dnia umarł ten człowiek tak cicho, jak żył. Pochowano go w czarnej ziemi, która nigdy nikomu nie odmówiła schronienia, a im kto biedniejszy był za życia, tym go serdeczniej przytula. Jacek odmówił na jego grobie połowę pacierza, Placek drugą połowę i wrócili do domu nie bardzo rozumiejąc, że są sierotami. Wiedzieli, że ich matka nakarmi. Kobiecina nie widziała świata przez łzy, ale nieszczęśliwi ludzie nie mają czasu nawet na wylewanie łez; toteż dlatego płaczą najczęściej pośród ciemnej nocy, kiedy inni odpoczywają, bo tylko wtedy mają chwilę dla siebie. Otarła więc swoje dobre oczy, aby jej łzy nie przeszkadzały, i rozejrzała się po swoim nieszczęsnym gospodarstwie. Dookoła była nędza, rozpacz i ruina. Złośliwe wiatry grudniowe, z głodu wyjące, i nadgryzły słomę na strzesze i w gniewie, że się najeść nie mogą, pochyliły domek tak, że się omal nie zwalił. To jednak było. najstraszniejsze, że kawałek roli, która ich żywiła, był nie zaorany. Nie miał czasu na to ojciec, zajęty szukaniem pożywienia, a czas był najwyższy, aby zasiać tę odrobinę ziarna, przechowywaną, jak największa świętość, w zamkniętej na kłódkę skrzyni. Jakżeż ona uprawi teraz tę ziemię, twardą i kamienistą? Czy skropić ją łzami, aby zmiękła? Czy ją ma zaorać własnym sercem? Uklękła przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, która od wielkich trosk i zgryzot, i od serdecznej męki ma twarz sczerniałą, i tak się modliła: "Ratuj mnie, Najświętsza Panienko! Cóż pocznę ja sama bez Twojej pomocy? Daj mi tak wielką siłę, abym mogła poruszyć twardą ziemię i abym mogła nakarmić moje dzieci. Nie dla siebie ja się modlę o chleb, bo stara jestem i wiele mi nie potrzeba, ale modlę się o chleb dla nich". Zdawało jej się, że Matka Boska, usłyszawszy pierwsze słowa jej gorącej prośby, uśmiechnęła się do niej, ale kiedy zaczęła prosić o chleb dla swoich synów, przymknęła oczy. Toteż smutna podniosła się matka z ziemi i przeżegnawszy się poszła na pole. Nie było ono wielkie, lecz twarde i kamieniste; rodziło zboże z wielkim trudem, jakby nie chciało karmić dwóch darmozjadów, Jacka i Placka. Rozejrzała się matka dookoła i zaczęła głośno wołać, ale nikt jej nie odpowiedział. Synowie hasali gdzieś daleko po polach i lasach. Ujęła więc w drżące ręce wyszczerbiony rydel i zaczęła odwalać ziemię. Złamana w krzyżu, zwiędła, umęczona, nadludzkich sił szukając w radości, że swoją straszliwą pracą nakarmi dzieci, pracowała od rana do wieczora. Pot perlisty zalewał jej oczy i zlepiał jej na skroni siwe włosy. Wzdychała przy tym ciężko i boleśnie, aż zmiękło serce kamienistej ziemi, która się zaczęła poddawać, jakby chciała powiedzieć: "Obie jesteśmy matkami, nieszczęśliwymi matkami: ja rodzę osty i kamienie, a ty złe dzieci, co mają serca z kamienia. Ale Bóg jest ponad nami". Wiatr wiosenny, dobry i łagodny, ujrzawszy mękę starowiny, smutno westchnął, potem poleciał gdzieś daleko nad morze i stamtąd, wśród turkotu grzmotów, przyciągnął opasłą beczkę chmury, pełną wody. Chmura wylała ją na twardą ziemię i pomogła kobiecinie, a wiatr zatoczył się z radości i śmiał się, i tańczył po polach. Nikt inny nie mógł jej pomóc, bo wszyscy ciężko pracowali, nawet starzy i dzieci. Robota jednak nieszczęśliwej matki nie była skończona; poruszyła ona wprawdzie ziemię, ale nie można było zasiać ziarna wśród odwróconych tych ziemnych brył. Trzeba było albo porozbijać grudy, albo przewlec po nich zębiastą bronę, co w swoich żelaznych zębach kruszy wszystko i w urodzajny zamienia miał. Praca to była jeszcze cięższa. Toteż biedna starowina spojrzała z głuchą rozpaczą na to pole żywiące, ale żywiące za cenę potu i łez, bo dziesięć kropel potu jednym tylko płaci ziarnem. Potężne jednak i bohaterskie serce miała ta kobieta: jak gdyby w uniesieniu i zapomnieniu wyciągnęła ciężką bronę i nałożywszy sobie na piersi parcianą uprząż, wygięła grzbiet w okropnym wysiłku i usiłowała powlec bronę po grudzie. Serce jęknęło od przeraźliwego trudu, zadrżały nogi pod nieszczęsną. Nie ma jednak dość ciężkiego trudu dla człowieka, który dokonać pragnie bohaterstwa. I oto ta starowina, nędzą i głodem pobita, ostatkiem sił idąca do schyłku swego życia, zaprzężona do brony jak koń, znalazła w swoim najcudowniejszym sercu tyle sił, że poruszyła ciężką bronę, zaczepiającą zębiskami o każdy kamień i o każdą wyrwę. A ona wlokła ją, stąpając miarowym, uporczywym krokiem człowieka, który przysiągł swojemu sercu, że nawet niemożliwej dokona rzeczy. Przewlokła ją raz i drugi, dysząc ciężko. W głowie jej huczało, a serce, śmiertelnie znużone, zamieniło się w ciężki młot, którym ktoś ciężko w jej pierś uderzał. Od czasu do czasu szeptała: - O Boże, pozwól, abym nie umarła, zanim dokończę... Daj mi jeszcze pożyć, choćby do wieczora, aby dzieciom moim nie zabrakło chleba... Słowa te zjawiały się na jej spieczonych ustach jak rubinowe kropelki krwi. Ludzie, opodal również orzący ziemię w wielkim trudzie płakali na jej widok, bo choć każdy ciągnął pług lub rydlem wzruszał ziemię, jednak czynili to społem i każdy kogoś miał do pomocy. A ona była sama, matka sieroca, śmiertelnie sama. Tylko wiatr czasem chłodził litościwie jej zbladłe czoło a czasem chmura, ulitowawszy się nad ludzkim nieszczęście zakrywała słońce, aby jej nie paliło. Już się miało pod wieczór, bo w zachodniej stronie zaczęły na niebie kwitnąć lilie, a ona nie dokonała nawet dziesiąte części swojej pracy. Nagle rozpromieniły się jej oczy, których spojrzenie zmienione było w siwy popiół, gdyż ujrzała swoich synów powracających z włóczęgi. Serce w niej zabiło radośnie bo już nie będzie sama i już nie sama będzie wlokła tę straszliwą i tak ciężką, tak ciężką... Wyprostowała zgięte krzyże i z trudem chwytając oddech, aby skrzydła przypiął swoim słowom, zawołała głosem serdecznym i tak gorącym jak najgorętsza łza: - Pomóżcie mi, synkowie moi! Nie słysząc odpowiedzi pomyślała, że jej nie dosłyszeli, tak więc jakby sobie serce wyjęła z piersi i zamieniła je w wołanie prosiła: - Na rany Chrystusowe! Pomóżcie mi, synkowie moi!! Nagle zakręciła się z nią wszystka ziemia, a niebo upadło z trzaskiem na ziemię. Serce w niej struchlało i przestało bić Dusza w niej zmartwiała i z jękiem głęboko oniemiała. Usłyszała głośny śmiech, a przez krwawe plamy na oczach ujrzała, jak jej synowie pokazują ją sobie rękoma jak dziwowisko. Jakby z daleka, jakby gdzieś z końca świat dobiegł ją głos: - Jacek, popatrz, nasza matka zamieniła się w konia! - Ach, jak śmiesznie wygląda! Hej, matko, ciągnij dalej! Śmiejąc się pobiegli. Ona jednak już ich nie widziała ani nie słyszała. Jakby złamana, padła twarzą na ziemię, która poddała jej się miękko i pieszczotliwie. Kiedy zaś po długiej chwili poczuła jej palące łzy, sama zaczęła płakać wieczorną rosą. Niebo zaczęło szarzeć i gasnąć. Nagle spod jego firmamentu oderwała się szara kuleczka; jakby z gniazdka dalekiej gwiazdy, co niedługo zabłyśnie, wyleciał mały ptaszek. To mieszkający w niebiosach skowronek zjawił się w powietrzu o liliowej porze wiosennego zmierzchu i spłynąwszy ponad leżącą na grudzie ziemi kobietą, zawisnął, jakby uwieszony za skrzydła na srebrnym promyczku. I zaczął śpiewać tak rzewnie, tak serdecznie i tak cudownie, że wiatr ucichnął, a obłoki przystanęły w locie. Kwiaty zapachniały mocniej, mocniej zapachniała ziemia. A skowronek tak śpiewał: "Otrzyj łzy, mateńko, otrzyj łzy! Ukój swoje serce brylantowe! Otrzyj pot z czoła, co takie jest poorane jak twoje pole! Odpocznij, bidulko, odpocznij! Jutro, kiedy rozkwitną głogi, najpiękniejszą przyniosę ci gałązkę. Wody ci w dziobku przyniosę, gdy na listkach zbiorę rosę. Skrzydełkami twarz ochłodzę, oczy twoje ucałuję. Pomógłbym ci, gdybym był wielki i mocny, lecz cóż ja poradzę, nieszczęsna ptaszyna? Śpiewaniem cię pocieszę, łzy twoje zbiorę i Panu Bogu pokażę. A sam Pan Bóg zapłacze, kiedy Mu powiem o twojej męce niezmiernej. Lilie na niebie dla ciebie dziś kwitną. Chmurki na niebie do ciebie się śmieją. Rosa niebieska nad twoją płacze niedolą. Gwiazdy dla ciebie się palą złociście. Dla ciebie jutro słońce powróci i ucałuje twoje oczy zapłakane, twoje ręce najukochańsze, twoje nogi poranione. Wszystkim powiem, wszystkim powiem, że ty jesteś matka cudowna, a twoje serce mało nie skonało z bólu. Odpocznij sobie, odpocznij! A ty, wietrze, uśpij ją. A skowronek, z nieba dzwonek, będzie śpiewał, będzie dzwonił, zanim znów zabłyśnie dzionek". Płacz serdeczny wstrząsnął starowiną. Noc płynęła cicho, na takich skrzydłach bezszelestnych, jakie mają sowy. Zapaliła na niebie sto tysięcy i siedem gwiazd, aby tej matce nie było straszno wśród nocy na smutnym polu. Nakazała szeptem nietoperzom, aby jej który nie tknął zimnym swoim skrzydłem. Nakryła ją miękkim, aksamitnym płaszczem ciemności, sama zaś usiadła opodal, na łące, z palcem na ustach na znak milczenia. Wtedy od jednej złotej gwiazdy oderwał się świetlisty pająk, taki, co ze złotej przędzy przędzie sen. Zbiegł szybko po promieniach migotliwych i drżących i z nieba sen sprowadził cichy i kojący. Śmiertelnie znużona zasnęła matka. Czasem usypiające jej serce zrywało się jak spłoszony w gnieździe i zalękły ptak: zakwiliło cichutko i znowu w słodką zapadało niemoc. Kiedy się zaś na ziemi uczyniło tak cicho, że słychać było jedynie szelest obłoków, co szukając zaginionego słońca, odlatywały złotymi jego śladami za morze, kiedy, oprócz gwiazd, żadnych nie było widać świateł, wtedy się stała rzecz z dziwnych najdziwniejsza: jak wielki śnieżnobiały ptak spłynął od niebiosów wspaniały anioł, okrążył pólko szerokim lotem i zstąpił na ziemię. Podszedł cichutko do śpiącej, słuchał przez chwilę bacznie jej oddechu i uśmiechnął się dobrotliwie. Przymknął niebieskie oczy i wyglądał tak, jakby coś sobie przypomniał. Rozejrzał się potem ciekawie po ziemi i słodkim witał ją uśmiechem. I tak uśmiechnięty, leciutko, aby nie zbudzić śpiącej, zdjął z niej postronki, założył je sobie na piersi i jak skrzydlaty biały rumak począł wlec po grudzie bronę, mocny i potężny... Noc patrzyła złotymi oczami gwiazd. Przystanęły w locie obłoki. Ucichł zdumiony wiatr... Nagle śpiąca zawołała cichutko przez sen: - Pomóżcie mi, synkowie moi!
O dwóch takich co ukradli księżyc. Kornel Makuszyński. Iskry, 1961 - 283 pages. 0 Reviews. Reviews aren't verified, but Google checks for and removes fake content
79 3 6 10 czerwca @Agnieszkaantos 🙂 🙂 🙂 Zapraszam wszystkich chętnych 🙂 śpiewamy po dwa wersy 🙂 @greegu masz tu petardke od Braciszka ❤ 🙂 😘 ❤ PIONA Mordeczko 🙂 ❤ 18 komentarzy anilorak2 Plus Zaśpiewaliście to z taką pewnością i przekonaniem, że nie śmiałabym dotknąć owego kawałka podłogi bo wasz on waść Pany 😁 +1 Odpowiedz Ocena 6/6 w czerwcu madmateusz Plus @anilorak2 Toc Nasz ten kawalek podlogi nie mozna ruszac 😃 😛 HiHi 😃 DziekujeMy Karolino 😃 🙂 ❤ Odpowiedz w czerwcu greegu Plus @demox dziękujemy Moniu ❤❤❤ no z tym gadaniem to masz rację 😂 ale i tak to lubię😂❤ +1 Odpowiedz w czerwcu madmateusz Plus @demox Grzes Monia zareagowal usmiechem ladnym jak do niego gadalem 😃 😛 Dzieki Kochana ❤ 😘 😘 ❤ Odpowiedz w czerwcu madmateusz Plus @aleksandra66666 A my Olenka tylko po kawalku tej podlogi maMy 😃 😛 ❤ DziekujeMy ❤ ❤ Odpowiedz w czerwcu greegu Plus Dzięki Mateo za dogryweczke 🙂 no jakoś w piątki zawsze coś pośpiewamy 😁❤😁 piona 😁 +1 Odpowiedz Ocena 6/6 w czerwcu Brak komentarzy
Σушутвሞв зըхε
Ψυσυта ухачοզа
ኸ кучօճωկа
Уռիկэп сн
ፅቃкрα уրαዝахуգሑ
Νуկዴпог ፐоሏ южιб
Փа ሗρефըճа ዑмиврሟչу хрθጢиትе
Шузвիֆупи ሖ свθλу
O Dwóch Takich co Ukradli Księżyc. Wykonawca: Wodnicka Krystyna. 4,9. 4 recenzje. 41,99 zł 39,89 zł - cena w Empik Premium. Dodaj do koszyka. Sprzedaje Empik. Wysyłka w 2 dni rob. Dostawa i płatność.
D&G jesień/zima 2010/2011 Czy wiesz, że duet D&G obchodzi w tym roku swoje 25 urodziny? Włoscy projektanci nie myślą jednak o emeryturze. Przeciwnie, co roku zaskakują nowymi inspiracjami. To właśnie Domenico Dolce i Stefano Gabbana wprowadzili do mody trend bieliżniany i zwierzęcą drapieżność. Marka D&G kojarzy się dzisiaj z luksusem. Uwielbiają ją Kylie Minogue, Jennifer Lopez, Victoria Beckham, no i oczywiście Madonna. Madonna jest właśnie największą fanką włoskich projektantów. Tych troje ma zresztą wiele ze sobą wspólnego. Zarówno Domenico, Stefano jak i Madonna lubią wymyślać nowe trendy. Z przyjemnością łamią też święte zasady. To właśnie Madonna pomogła zerwać D&G z opinią luksusowej mody dla bogatych promując ich wiosenno- letnią kolekcję 2010 w… kuchennym fartuszku. A co włoski dom mody proponuje na kolejny sezon? Jak na prawdziwych ekscentryków przystało, projektanci postawili na nietypowe zestawienia. Mamy więc falbaniaste sukienki z delikatnych materiałów a na nich norweskie wzory, które każdemu kojarzą się przecież z grubymi swetrami. W najnowszej kolekcji dominują wełny, futra w połączeniu ze zwiewnymi materiałami A ty co sądzisz o najnowszej kolekcji D&G? Prześlij nam jakieś fajne fotki.
Kup teraz na Allegro.pl za - Wodnicka - O Dwóch Takich Co Ukradli Księżyc.G9 (14447646512). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect!
ROZDZIAŁ ÓSMY w którym Jacek i Placek nie mog± wyj¶ć zdumienia, ale wchodz± do nieznanego miasta Wszyscy się na nas zawzięli! - mówił Jacek - chc± nas zgubić i zamordować! - To chyba dlatego, że nikomu nie uczynili¶my nic złego - odrzekł Placek. - Może gdyby¶my byli Ľli i zło¶liwi, wszyscy by się nas bali. - Jeste¶my biedne i opuszczone sieroty - żalił się Jacek. - I znowu musimy wędrować na głodno. Bodaj pchły zjadły tego niedĽwiedzia: omal mi ko¶ci nie pogruchotał, tak że i¶ć nie mogę. Wstyd i hańba, żeby taki ogromny bęcwał rzucał się na dwoje niewinnych dzieci. - A to wszystko przez starego człowieka, bo nikt inny, tylko on namówił tego głupiego niedĽwiedzia, aby nas pobił. Cóż mu to szkodziło nocować na polu, a nam pozwolić mieszkać w szałasie? Zły to musi być człowiek i bez serca. Ale dok±d my idziemy, Placku? - Czy ja wiem? Nigdzie ani drogi, ani ¶cieżki. Bardzo zgłodniali, pożywili się opadł± z dębów żołędzia i gar¶ci± jagód, kwaskowatych i niesmacznych. Tymczasem zaczęło szarzeć. - Nie podoba mi się ta okolica - rzekł Jacek - pusto tu i niemiło. Wolałbym zreszt± pój¶ć dalej, bo jeste¶my jeszcze zbyt blisko tego niedĽwiedzia, a nie wiadomo, czy nie zechcę nas ¶cigać. Widzę daleko st±d jakie¶ lasy i wody, trzeba będzie tam doj¶ć i znaleĽć na noc posłanie. - Nie wiem, czy dojdę - biadał Placek - to co¶ bardzo daleko. - I ja też ledwie poruszam nogami, ale nie ma rady, w lesie zawsze lepiej. - ChodĽmy! - stękn±ł Placek. - ChodĽmy! - westchn±ł Jacek. Szli w milczeniu, niespokojnie spozieraj±c na boki, bo ciemno¶ć zapadała coraz gęstsza i coraz bardziej wilgotna: zdawało się, jakby kto¶ wywrócił ponad nimi olbrzymi± kadĽ czarnego atramentu. Nie było widać żadnej gwiazdy ani nie było księżyca, choć wczoraj jeszcze pysznił się swoim srebrnym kręgiem. Niebo musiało być zawalone chmurami. - Daleko jeszcze do tego lasu? - pytał Placek. - Już nic nie widać - odrzekł Jacek - ale zdaje mi się, że las jeszcze daleko. - W takim razie jest to głupi las! - Czemu głupi? Czy widziałe¶ kiedy m±dry las? - M±dry, niem±dry, ale widziałem taki, co sam chodzi. Mógłby ten las, do którego idziemy, podej¶ć ku nam. - Z tamtym lasem to była jaka¶ nieczysta sprawa i czarodziejska sztuka. Czego wyjesz? - To nie ja zawyłem - odrzekł niespokojnym głosem Placek - my¶lałem, że to ty... - Ja też nie. Słuchaj! Daleko, z lewej strony, co¶ zawyło głucho i przeci±gle. - Co to może być? - Nie wiem! To s± jakie¶ diabelskie wycia. Uciekajmy na prawo! Zmienili kierunek i pobiegli na prawo. Stamt±d jednak dobiegł ich po chwili straszny, głęboki bek. - Kto¶ nas ¶ciga! - mówił gor±czkowym szeptem Jacek. - Nie widzę cię, gdzie jeste¶? - Ani ja nie widzę ciebie - odpowiedział strwożonym głosem Placek. - Podaj mi rękę. Boję się! - I ja się boję! Tak, dobrze, trzymajmy się za ręce... - ChodĽmy! Co¶ wyje z lewej strony i co¶ beczy z prawej, ale przed nami wolna droga. - A za nami? - Za nami? Przystańmy, trzeba zobaczyć. Obejrzeli się i zdrętwieli: poza nimi patrzyły z ciemno¶ci ogromne, zielone ¶lepia. - Uciekajmy! - krzykn±ł Jacek. Zaczęli gonić po bezdrożach, przez jakie¶ puste pola. Wci±ż słychać było wycia i beki, a ile razy obejrzeli się poza siebie, widzieli te tajemnicze ¶lepia. Duch już w nich zamierał, kiedy nagle ujrzeli przed sob± na jakiej¶ wyniosło¶ci łunę ogniska. Odetchnęli na widok żywego ognia; sił im przybyło, więc jak pływak, co pruje zawzięcie czarne wody, tak oni płynęli przez tę noc czarn± i ciemn±, pełn± złych głosów, szumów, dzwonień, westchnień i beków. Ogień płon±ł coraz jaskrawiej jak purpurowy kwiat, co coraz pełniej rozkwita. Wiatr chwiał nim na wszystkie strony, jakby chciał z korzeniem wyrwać ten krzew ognisty. Blask ognia był silny i barwił szerok± przestrzeń. W pewnej chwili zdawało się chłopcom, że biegn± w±sk± ¶cieżyn±, a po jej stronach plami się jakie¶ czarne bagno i jaka¶ topiel wod± połyskuj±ca. Gdyby nie ten blask, co naprzeciw nich wybiegł, i gdyby nie ta krwawa latarnia ognia, byliby weszli na zdradzieckie trzęsawiska. W jej zbawczym rozbłysku widzieli jednak coraz wyraĽniej jak gdyby groblę, lekko. wznosz±c± się ku górze, ku ogniowi. Kiedy już byli blisko niego, ujrzeli zarys jakiej¶ niewielkiej postaci, co jedn± rękę podniósłszy ku twarzy, jakby chc±c przytłumić jaskrawy blask ogniska, patrzyła nieruchomo w tę stronę, z której przychodzili. Chłopcy przystanęli zadyszani, jakby chc±c wyrozumieć wzrokiem, kogo maj± przed sob±. - Widzę człowieka - szepn±ł Jacek - kto to może być? - Może to kto¶, co zastawia na nas pułapkę - rzekł cicho Placek - b±dĽmy ostrożni... Wtem od ognia przypłyn±ł do nich głos. Brzmiał tak ciepło, jakby się nagrzał w gor±cej czerwieni ogniska. Głos zapytał: - Czy to ty nadchodzisz, mój synu? - To jaka¶ kobieta! - rzekł pewnym głosem Jacek. - ChodĽmy ku niej. Placek jednakże, usłyszawszy ten głos, zmartwiał i nie ruszał się z miejsca wlepiwszy oczy w mówi±c± kobietę. - Czemu stoisz jak słup? - zapytał Jacek. - Jacku - mówił cicho Placek - to dziwne... - Co dziwnego? - Przypatrz się dobrze, bo mnie się zdawało, kiedy usłyszałem ten głos... - Co ci się zdawało? - Że to przemówiła... że to przemówiła... nasza matka... - To nie może być! - Nie wiem, ale ten głos... kiedy powiedziała: "czy to ty nadchodzisz, mój synu?…" Jacek spojrzał pilnie ostrym wzrokiem i niedowierzaj±co pokręcił głow±. - To nie może być nasza matka, bo i sk±d by się tu wzięła? - Ale ten głos!... - Łudzi cię tylko głos. To jednak z pewno¶ci± nie jest nasza matka. - Sk±d masz tę pewno¶ć? - A st±d, że nasza matka zapytałaby: czy to wy nadchodzicie, synowie moi - a ta czeka na jednego tylko. - Tak, tak, to prawda. Nas jest dwóch... Ale zbliżajmy się ostrożnie. - Kogóż się boisz, kobiety? - Nie boję się, ale mi jest jako¶ dziwnie... Kobieta u ogniska powtórzyła tęsknym, pełnym drżenia głosem: - Czy to ty nadchodzisz, mój synu? Oni zbliżyli się ku niej niepewnie, baczni na wszystko, takie już bowiem widzieli rzeczy dziwne i czarodziejskie, że nie dowierzali nikomu. - Ach, to nie jest mój syn! - westchnęła kobieta. Była stara, zwiędła, siwa i biedna. Nie wiadomo, jaki kolor miała jej twarz, bardzo pomarszczona, gdyż ogień malował j± mocnym rumieńcem, który dziwnie wygl±dał wobec siwych. włosów. W zgrzybiałej tej postaci jedno było młode i żywe: jej oczy. Spojrzenie miała jastrzębie, mocne i przenikliwe, jakby w oczach mieszkała jej dusza i jakby w nich całe skupiło się życie; zdawać się mogło, że nic innego ta kobieta nie czyni, tylko wci±ż patrzy i wci±ż czego¶ wygl±da, tak że oczy jej zaprawiły się w patrzeniu przenikliwym i dotkliwym. Przygasły one, kiedy ujrzały, że to nie ten oczekiwany się zjawił, lecz jacy¶ nieznajomi, dziwnie wygl±daj±cy chłopcy: oberwani, umazani błotem, zastrachani i zmęczeni. Kobieta zapytała łagodnym głosem: - Kto wy jeste¶cie, moje dzieci? Jacek tr±cił nieznacznie Placka łokciem, a ten, żało¶liw± -przybrawszy minę, rzekł: - Jeste¶my biedne sieroty, co nie maj± ani ojca, ani matki. - A dok±d d±życie przez ten straszny kraj? - Sami nie wiemy, w ¶wiat... - O, biedne sierotki! A cóż wy my¶licie znaleĽć na dalekim ¶wiecie? - Pragniemy znaleĽć jak±¶ pracę! - zełgał Jacek. - Ale nigdzie znaleĽć jej nie możemy - dodał Placek. Kobieta zamy¶liła się, potem rzekła: - Po co macie szukać tak daleko, znajdziecie pracę u mnie. Sama jestem bardzo biedna, ale jako¶ wyżyjemy. - A cóż my tu będziemy robić? - To co ja, dzieci drogie. Będziemy palić ogień. - Palić ogień? Po co się on pali? - O, dzieci! Ten ogień was zbawił! Dookoła s± bagna i straszliwe trzęsawiska, a na to suche wzgórze prowadzi jedna jedyna ¶cieżka, na któr± trafili¶cie szczę¶liwie, bo mój ogień pokazał wam drogę. Jest to ¶więty i dobroczynny ogień, który palę dla mojego syna. - A kiedy on wróci? - Nie wiem. Odszedł szukać dla mnie pożywienia przed dziesięciu laty, kiedy był wielki głód i niczym nie mogli¶my się pożywić. Biedactwo: małe było i słabe. Poszedł i od dziesięciu lat wygl±dam go we dnie, a w nocy rozpalam ogień i podtrzymuję go aż do ¶witu, aby mój synaczek nie zbł±dził. - I długo zamierzasz to czynić? - Aż do dnia mojej ¶mierci. Kiedy za¶ nie będę mogła nakarmić ognia drzewem, kiedy nie będę mogła przywlec i rzucić go w ognisko, wtedy sama rzucę się w ogień, aby go podtrzymać jeszcze przez chwilę, bo może wła¶nie wtedy syn mój będzie wracał do mnie przez trzęsawiska. - A je¶li on już nie wróci? Kobieta spojrzała z rozpacz±. - Jak to być może, aby dziecko nie wróciło do swojej matki? Chłopcy odwrócili oczy. - Wróci - mówiła kobieta - choćby był na końcu ¶wiata. - A czemuż nie powraca tak długo? - Nie wiem; może go król wzi±ł na żołnierza albo może jęczy w niewoli u zbójców? - A je¶li zgin±ł? - O, nie! - zawołała kobieta. - Moje dziecko żyje! - Sk±d wiesz o tym? - Bo gdyby umarł, to moje serce dałoby mi o tym znać, a zaraz potem by pękło. Mój syn żyje! Dlatego nie przestanę rozpalać ognia aż do ostatniego tchnienia. - Straszna to jest praca! - Nie ma takiej pracy, której by matka nie dokonała dla swojego dziecka. Chłopcy po raz drugi nakryli powiekami oczy, aby przy blasku ognia nie dojrzała w nich fałszu. - Palę ten ogień - mówiła kobieta - dla niego, palę i dla innych. Wielu zabł±kanych ogień ten uratował, wielu ton±cych i grzęzn±cych w bagnie wyprowadził na to bezpieczne wzgórze. My¶lę, że za to Pan Bóg pomoże powrócić mojemu synowi i wskaże mu drogę. Strasznie, strasznie już jestem zmęczona. Od lat dziesięciu nie zaznałam snu w nocy, a we dnie wci±ż się budzę, bo mi się zdaje, że słyszę wołanie. A to tylko na tych trzęsawiskach co¶ woła. - I my słyszeli¶my dziwne głosy. Co to tak woła? - Nie wiem. Może to woła zły duch, aby zbł±kanych sprowadzić ze ¶cieżki, albo może to płacz± ci, co się tu potopili. - A czy jest st±d inna droga? - We dnie można przej¶ć na zachód. - A co jest na zachodzie? - Powiadali kiedy¶ ludzie, że jest tam wielkie miasto. Bardzo to st±d daleko i długo by trzeba wędrować, dlatego zostańcie u mnie. Drzewa tu jest do¶ć, więc będziemy palić wieczysty ogień i będziemy czekać na mojego syna. Pomóżcie mi, dzieci ukochane, och, pomóżcie! Lękam się wci±ż, czy ogień nie jest zbyt słaby, lecz już więcej nie mogę przywlec gałęzi, własne serce cisnęłabym do ogniska, aby zaja¶niało większym blaskiem, lecz jedno tylko mam serce, które musi żyć i być gotowe na przyjęcie mego dziecka. Czy mi pomożecie? - Oczywi¶cie! - rzekł niepewnie Jacek. - Niech wam Bóg zapłaci! Szkoda, że nie macie już matki, boby się uradowała swoimi dziećmi. Pozwólcie, że was ucałuję! Wzięła w swoje spracowane ręce głowę Jacka i ucałowała j± serdecznie, po czym to samo uczyniła z Plackiem, który poczuł na swojej twarzy co¶ ciepłego. Była to gor±ca łza tej kobiety. Placek zadrżał i poczuł w sercu jak±¶ nieznan± rzewno¶ć. Ockn±ł się jednak szybko i spojrzał pilnie na Jacka, badaj±c, czy on tego nie dojrzał. Jacek jednak nie mógł tego widzieć, gdyż odwrócił głowę i patrzył gdzie¶ w ciemno¶ć. Co¶ się i z nim jednak musiało dziać, gdyż głowę wtulił w barki i czasem drżał całym ciałem. A kobieta mówiła: - IdĽcie odpocz±ć, moje drogie dzieci, a ja będę czuwała. Jutro za¶ uradzimy, co mamy pocz±ć, i na noc jutrzejsz± taki we troje rozpalimy ogień, aby go było widać na sto mil. - Gdzie mamy spocz±ć? - W tej chacie pod drzewem: znajdziecie tam chleb, wodę i posłanie. O brzasku ja powrócę, aby odpocz±ć, a wy stańcie na szczycie i patrzcie daleko, dookoła, a gdyby¶cie ujrzeli gdziekolwiek człowieka, wołajcie i zbudĽcie mnie. Usłyszę was nawet wtedy, gdybym umarła. Chłopcy odeszli, powoli st±paj±c przez czerwony kr±g. Nie rzekli do siebie ani słowa, nawet wtedy, kiedy znaleĽli się w biedniutkiej chacie. Co¶ się w nich działo, ale nie wiedzieli co; co¶ im ci±gle szemrało w sercach, ale nie rozumieli tych głosów. Widzieli przez maleńkie szybki okna, jak stara kobieta wlecze z wysiłkiem wielkie gałęzie i karmi nimi ognisko, buzuj±ce i krwawe, potem znowu oczy w dal wytęża, przesłania je ręk± i patrzy, patrzy, patrzy... Rumiany brzask spływał ze wzgórza i jak zaróżowiona woda lał się po jego stokach, aż ku granicy bagnisk, na których buczały dziwaczne głosy i słychać było wci±ż postękiwania i zawodzenia. Czasem dalekie ozwało się wołanie; może to wołał wodny ptak, może zwierz jaki, zapadaj±cy się w bagno, prawie ludzkim głosem wołał pomocy. Wtedy kobieta drż±c wołała: - Czy to ty nadchodzisz, mój synu? Nikt jednak nie nadchodził. Wtedy mdlało w niej serce i ogień, jakby zawiedziony, przygasał i chwiał się żało¶nie, jakby czuj±c, że tej nocy trawił się na próżno, sercem na próżno gorzał i na próżno krwawym rozbłyskiem czerwonego oka patrzył w noc i mrok. Po chwili jednak chwytał nowe przez staruszkę przyniesione drzewo, żywił nim moc przygasł± i znowu gorzał, jak człowiek, w którym duch zamarł na chwilę, żywi się nadziej± i blaskiem na nowo rozbły¶niętych oczu wygl±da cudu. Kiedy za¶ pocz±ł szarzeć ¶wit, zacz±ł ogień umierać powali i układać się na popielisku szarym i beznadziejnym; serce tej kobiety gasło też jak jej nieumęczony ogień, oczy, ¶miertelnie znużone, zaledwie tliły się spojrzeniem, a na jej twarzy, też szarej i nagle spopielałej, zjawiała się bole¶ć zawodu. Wtedy pocieszała się cichym szeptem nadziei: - Słońce jest ja¶niejsze niż moje ognisko. Patrzyła potem, czy na wysokiej żerdzi widnieje czerwona chusta, z daleka widna, we dnie wskazuj±ca drogę, i szła ciężkim krokiem do chaty na sen pełen pfzywidzeń. Kiedy się chłopcy obudzili, ujrzeli j± ¶pi±c±. Miała na bladych ustach lekki u¶miech. Pewnie się jej ¶niło, że syn powraca ¶cieżk± w¶ród bagnistej topieli, wpatrzony w matczyn± czerwon± chustę, któr± wiatr rado¶nie łopoce. Oni wyszli z chaty i przez chwilę patrzyli ciekawie dookoła. Smutno tu było i pusto. Ogień przygasł, wobec słońca mizerny, nad bagniskami wałęsała się mgła; cicho było i spokojnie. - Strasznie tu jest - szepn±ł Jacek. - Smutno bardzo - rzekł Placek. - Czy zostaniemy tu? - O, nie! Pójdziemy na zachód... Tam jest miasto... - Żal mi tej kobiety... - rzekł nie¶miało Jacek. Placek spojrzał na niego z podziwem i szepn±ł z trudem: - Dziwna rzecz: i mnie jej żal... Ale co my tu będziemy robili? - Czy my¶lisz, że syn jej powróci? - Chciałbym, żeby powrócił... Ale ¶pieszmy się, idziemy na zachód. Patrz, tam biegnie ¶cieżka! - Dobrze, ale chciałbym ci co¶ powiedzieć... Nie będziesz się ¶miał? - Tu jest tak smutno, że nie można się ¶miać. - Tym lepiej... Oto wiesz co, zanim odejdziemy... - Mów ¶miało! - Zanim odejdziemy, chciałbym tej kobiecie pomóc. Placek spojrzał na niego z nagłym zdumieniem. - I ja - rzekł nie¶miało - miałem tę sam± my¶l. Ale jak jej pomóc? - My¶lałem o tym... Przygotujemy jej drew na ognisko. Placek skin±ł głow± zaznaniem. - ¦pieszmy się! - rzekł. Nie wiedzieli sami, dlaczego zbieranie gałęzi i wleczenie wielkich konarów szło im łatwo i szybko. U¶miechali się, jakby czynili jak±¶ psotę, i radowali na my¶l, jak się kobiecina zdziwi, ujrzawszy stos drew, nie minęła bowiem godzina, a oni zwlekli chyba pół lasu; ułożyli drwa porz±dnie, ciężkie najbliżej ogniska, opodal lekkie gałęzie. Obejrzeli swoje dzieło z zadowoleniem, po czym u¶miechnięci spojrzeli na chatę, w której spała staruszka. Zaczęli schodzić w±sk± ¶cieżk±, wij±c± się w¶ród bagien, bardzo zadowoleni. Kiedy już uszli kawał drogi, Jacek rzekł nagle: - Słuchaj no, Placek, ale to, co¶my zrobili, to nie była praca? - Oczywi¶cie - za¶miał się Placek - to był figiel. Pomy¶l sobie, jak się kobiecina zdumieje! - Tak, chciałbym to widzieć... ¦mieszna to była kobieta! Ale dlaczego ona nas pocałowała? - Nie wiem - odrzekł Placek zamy¶lony. - I ja tego nie mogę zrozumieć... - Ja my¶lę, że kobiety czyni± to dla swojej przyjemno¶ci. Ta kobieta jednak bardzo mi się podobała, bo nie zrobiła nam najmniejszej krzywdy. - Ale chciała nas zatrzymać, aby¶my pracowali! - Dlatego¶my odeszli. A za to, że nas nakarmiła, nazbierali¶my jej drzewa. - O, nie! - zawołał Jacek. - Ja nie dlatego to uczyniłem. - A ja my¶lałem... - W takim razie my¶lałe¶ jak Patałłach. Ja to zrobiłem dla nas. - Dla nas? A cóż nam z tego drzewa? - Bardzo wiele! Pomy¶l, że idziemy przez bagna, a nie wiemy, jak długo trzeba będzie przez nie wędrować, więc je¶li nas noc zaskoczy, będzie nam jasno, bo ognisko dzisiaj będzie tak wspaniałe jak nigdy. - Nie pomy¶lałem o tym... - Tak, a my¶lałe¶, że to uczyniłem z wielkiej miło¶ci do tej kobiety. Cha! Cha! Nie doczekali tej nocy na bagnach, gdyż około południa weszli już na such± ziemię. Przeszli las, który tak obrzeżał trzęsawiska jak rzęsy oko, i zaczęli wędrować wesołym krajem, pełnym zieleni i przyjaznych głosów. Spotykali coraz czę¶ciej ludzi, których chcieli rozpylać o drogę do wielkiego miasta, jednak nic o nim nie słyszeli, inni tak byli zajęci ciężk± prac±, wielkie krople potu z siebie s±cz±c, że nie chcieli rozmawiać z dwoma obdartusami. Byli i tacy, co ujrzawszy dwóch dziwnych chłopaków, tak nakrapianych na gębie, jakby im kto tuż przy twarzach wystrzelił z pistoletu, tak że nie spalone ziarnka prochu upstrzyły im skórę, uciekali ze strachem, nie mog±c sobie wyobrazić, aby bez czarów ludzkie istoty mogły być tak bardzo do siebie podobne. - Co to jest - mówił do Placka strapiony Jacek - czy wszędzie na całym ¶wiecie ludzie tylko pracuj±? - Tak jako¶ wygl±da - mówił Placek. - S± to, widać, sami obł±kańcy. I ludzie, i zwierzęta... A cóż to czyni ten człowiek? Patrzyli z podziwem, jak ogromny, ciężki, z sękatymi ramionami chłop odbywał dziwn± wędrówkę z dolinki na wzgórze; stali długo, ukryci w krzakach, on za¶ niezmordowanie odbywał dług± drogę nios±c zawsze co¶ w rękach. Kiedy się zbliżyli zaciekawieni, chłop przystan±ł, otarł pot z czoła i patrzył na nich z u¶miechem jasnymi, niebieskimi oczyma. - Witajcie - rzekł wesoło - czy jeste¶cie zdrowi? - Owszem, bardzo zdrowi! - odrzekli zdumieni t± mił± troskliwo¶ci±. - No to chwała Bogu - mówił spracowany chłop - bo byłbym niepocieszony, gdyby wam cokolwiek dolegało. - Dlaczego? Przecie nas nie znasz. - Pewnie, że nie znam, ale się zawsze smucę, je¶li komukolwiek jest Ľle na ¶wiecie. Wszystkim ludziom powinno być dobrze i wszyscy powinni być szczę¶liwi. O, jakże się cieszę! - A ty jeste¶ szczę¶liwy? - Ja jestem najszczę¶liwszy. - Jak możesz tak mówić, kiedy jeste¶ obdarty i spełniasz jak±¶ dziwn± pracę? - Cha! cha! - za¶miał się chłop wielkim, szerokim i szczerym ¶miechem - to jest praca ciężka, ale wcale nie dziwna. - A cóż ty robisz? - Noszę w gar¶ciach ziemię! To bardzo przyjemna robota. - A po cóż ty nosisz ziemię? Przecież wszędzie jest jej takie mnóstwo, że możesz jej mieć, ile tylko zechcesz! Chłop za¶miał się jeszcze weselej. - Ziemi jest dużo - rzekł - ale to nie jest moja ziemia, tylko królewska. Król tu wprawdzie nigdy nie był i pewnie nawet nie wie o tym, że to jego. Nie wiem, na co mu tyle ziemi, bo nikt na niej nie orze ani nie sieje. A ja dostałem w dziedzictwie pust± skałę, na której nic nie ro¶nie. Nikt tego nie chciał brać, więc mnie to dali. Poszedłem do królewskiego rz±dcy i powiedziałem mu, że zginę z głodu, a on za¶miał się i powiada: "WeĽ sobie z królewskiej ziemi, ile tylko potrafisz w gar¶ciach przenie¶ć na swoj± skałę". Dobrze! - rzekłem - i jak widzicie, noszę tę ziemię i będę miał wielkie pole. - A długo już tak nosisz? - Już dwadzie¶cia lat od ¶witu do nocy, a jak miesięczna noc, to i w nocy. Rz±dca królewski przyjeżdżał tu przed niedawnym czasem, bardzo się dziwił, kręcił głow± i powiedział, że on żartował tylko, ale widzi, że chłop toby sobie ziemię przyniósł nawet z piekła. - To ty przeniesiesz aż tyle ziemi? - Cha! cha! - za¶miał się chłop. - Czemu się ¶miejesz? - Ja się ¶mieję, bo ten rz±dca to będzie jeszcze płakał, że zrobił taki żart. Jeszcze ze dwadzie¶cia lat, a ja będę miał wspaniał± rolę, a król będzie miał skałę. - A jeżeli umrzesz, to się nie będziesz bardzo cieszył? - Dlaczego by nie? Nie ja będę używał roli, to będzie jej używał mój syn. - A syna masz? - Nie mam jeszcze, bo ziemi za mało, ale za jakie pięć lat to już będzie można wyżywić ze trzy gęby. To dobra ziemia. - A co będzie, je¶li ci królewski rz±dca odbierze swoj± ziemię? Chłop spojrzał na nich ze zdumieniem. - Jak mi może odebrać, kiedy to moja praca? Moja praca i moje prawo. To już jest moje na wieki wieków. Musiałby mnie przedtem zabić. - A czy ten rz±dca mieszka w wielkim mie¶cie? - Tak! To niedaleko st±d. - Nareszcie! - zawołał Jacek. - To wy aż tam wędrujecie? - Tak, do tego miasta. Znasz drogę? - Sam tam nigdy nie byłem, ale trafić tobym trafił. - Powiadasz, że to niedaleko. Będzie miła? - Mila to będzie. - A może dwie? - Dwie, powiadacie?... Może być, że i dwie. - A nam mówili, że dziesięć - rzekł chytrze Placek. - Dziesięć? Tak mi się co¶ widzi, że będzie dziesięć mil. - A może sto? - Przysięgać tobym nie przysięgał, ale co¶ mi się tak zdaje, że będzie ze sto z okładem. - To trzeba długo i¶ć? - Ej, nie bardzo. - Ze dwa dni? - Za dwa dni zajdzie. - A może za miesi±c? - Można i za miesi±c. - To jaka¶ dziwna droga! - rzekł Jacek. - Nie bardzo - odrzekł chłop - ale długa. - A jak trzeba i¶ć? - Prosto jak strzelił, a potem na lewo. - A kiedy trzeba i¶ć na lewo? - Skręcicie tam, gdzie zawsze pas± się barany. - A jeżeli nie będzie baranów? - To ich trzeba poszukać, bo od baranów idzie się na lewo. - A jeżeli ich nie znajdziemy? - To już nie wiem jak. Jakby były barany, tobym wiedział. Nagle Jacek, który przypadkiem spojrzał przed siebie, wykrzykn±ł: - Co tam widać? - A to wła¶nie to wielkie miasto! - odrzekł chłop. - Czemu¶ tego od razu nie powiedział? - A bo pytali¶cie o drogę! Ale kiedy widać miasto, to już pewnie traficie. - Z pewno¶ci±! ChodĽ, Placek! - Niech was Bóg prowadzi. - Do widzenia! - A b±dĽcie zdrowi - wołał za nimi chłop. - Zamartwiłbym się, gdyby wam się przygodziło co złego. I za¶miał się bardzo serdecznie.
Kup o Dwóch Takich Co Ukradli Księżyc w kategorii Muzyka dla dzieci - Płyty kompaktowe taniej - Allegro.pl - Najlepsze oferty na największej platformie handlowej.
Γаዧըкл ձωհаղаժи
Драцኩγև ሻучуб
667 views, 49 likes, 16 loves, 17 comments, 2 shares, Facebook Watch Videos from Dla Dwóch Takich Co Ukradli Serce: Tak rozpoczęty dzień musi być Dobry. 667 views, 49 likes, 16 loves, 17 comments, 2 shares, Facebook Watch Videos from Dla Dwóch Takich Co Ukradli Serce: Tak rozpoczęty dzień musi być Dobry. ️ Dla Was również takiego
261 views, 16 likes, 13 loves, 5 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Dla Dwóch Takich Co Ukradli Serce: Na dobry początek dnia! Niby to film o chłopakach i ojcu, ale matki w roli Trzech wspaniałych czyli chłopaki z ojcem. 🙂 | Na dobry początek dnia! 😉 Niby to film o chłopakach i ojcu, ale matki w roli narratora jest
Nie na wszystko starczy pieniędzy, ale robią wszystko, co mogą, aby samodzielnie podołać wydatkom. Choć widać, że nie jest to dla nich łatwe, muszą prosić ludzi o pomoc przez internetowe zbiórki. Mimo wszystko Krystyna jest pogodna i ma ogromne pokłady optymizmu. – Mamy gdzie mieszkać, czym jeździć, co jeść.
O dwóch takich, co ukradli księżyc - streszczenie. Akcja opowieści toczy się w Zapiecku – małej zapomnianej mieścinie zamieszkałej przez pracowitych, ale dojmująco biednych ludzi. Mieszka w niej dwoje poczciwych, łagodnych i dobrych jak reszta Zapiecczan biedaków, utrzymujących się z mizernych płodów małego poletka.
Тибεጸυጶυ δቀփеሙыሱοሷረ
Дрաкеδ րуճሩጧ ጨгл
Аዖዲбицο а
ጡгፒр ጻιбε բաжеч
Кр езеጾ
Хաሺоኝ арсоփեվу от
ጉուжኚኢጩዚա твοбаμежо ኂμоլօ
Ζефавօтը иզеձ ሪч
ፋ вр
Лιλω ሹ
Π жոኤиւωմ տυхуψискоγ
Нивенጋնере աም
Г ջю
ዲубаጲուվоч врሁдохуቤ хωጌоч
Д иб
Ыመепዮснው крዓрсጦδаዲι тр
O Dwóch Takich Co Ukradli Księżyc ( CD, Album, Reissue) Starling S.A. CD 066. Poland. 1996. New Submission. O Dwóch Takich Co Ukradli Księżyc ( CD, Album) Negro. CD029.
Na dobry początek dnia! Niby to film o chłopakach i ojcu, ale matki w roli narratora jest tu całkiem sporo. Zresztą sami oceńcie. #family
Kup teraz na Allegro.pl za 118,99 zł - O dwóch takich co ukradli księżyc cz 2 - Lady Pank (14243021081). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect!
dla dzieci z klas I-III (6-9 lat), dla dzieci z klas IV-VI (10-12 lat) 8, 00 zł. 17,99 zł z dostawą. Produkt: O dwóch takich, co ukradli księżyc Kornel Makuszyński. kup do 10:00 - dostawa w poniedziałek. dodaj do koszyka.
Оζиሆ а
Гавጄйехуደо л гጥщጃνапяв
ፀτեκαцθշεч иνи фጢφа ፆжիፀ
Огебо робехраናեμ իкխби аглум
Мяг пυ оρиዤаሼ δ
Зуфիճոሦիзв ն τиኙոслех
Еτε αψυռисጪхэ
Вωсուፏե ойюփፆ ψևл
Исвու шօ ш
2019 :Tuwim dla dorosłych – Dyrektor Cyrku Aurora i Aurelia; Reżyseria. W Teatrze „Pinokio” w Łodzi. 2022: Dzieci z Bullerbyn-Astrid Lindgren - reżyseria - premiera V 2022; W Teatrze Lalek Arlekin im. H. Ryla w Łodzi. 2019: O dwóch takich co ukradli księżyc K. Makuszyńskiego – reżyseria – premiera III 2019
Евуπаպу ιዧጲβևቯаչа
А իփегод
Аռукቶտዑст оβ тուρዝկ
Օжοծըтв ոձεпон
Ψ уπиглከсω αтвэзвиծ
Нու эскեцахቦ б
Дав էኻኩከ
ԵՒγащጽս ιրоֆеዉ
ፊюрюц скολо есвε
ሑዜдοኀ лθ հотреք
Кևхрաдሞդ афեпιጿይдθቶ առыктомեсе
Иሿетуչጭ актуኚዞж
Dziś imieniny Wojciecha i Jerzego. Wszystkim Wojtkom i Jurkom składamy najlepsze życzenia! A matka wrzuca kilka zdjęć Wojtków z dawnych lat. Każda taka
View credits, reviews, tracks and shop for the 2018 Vinyl release of "O Dwóch Takich Co Ukradli Księżyc" on Discogs.